Doceniam Aftersun jako całość, jednak nie pochłonął mnie emocjonalnie tak jak wielu recenzentów, widzów. Może to trochę kwestia nastroju...ciut mi się dłużył.
Natomiast scena w której po dniu pełnym wrażeń Sophie opisuje swój niepokój, a Calum pluje w lustro łamie serce. Na dwa sposoby.
Calum zauważa, że jego córka mogła odziedziczyć po nim pewne skłonności do zaburzeń psychicznych, depresji, że może w przyszłości spotkać ją to samo.
A to co mówi Sophie, że ten fantastyczny dzień na wakacjach podszyty jest jednak pewnym smutkiem, oddaje to co czuje sam Calum na wakacjach.
Jeśli świetnie spędzony wspólnie czas z córką na wakacjach jest dla niego niewystarczającym powodem by cieszyć się z życia, to czy istnieje cokolwiek co jest w stanie utrzymać go na powierzchni i dać radość?
Drugim takim kopniakiem emocjonalnym, są przebitki z życia dorosłej Sophie. Wydaje się wracać do wspomnień z tych ostatnich wakacji z ojcem i chyba zaczyna trochę rozumieć, to z czym pewnie nie mogła pogodzić się przez lata - Dlaczego ojciec ją opuścił, co siedziało mu w głowie? Bardzo przygnębiające jest jednak to, że zaczyna go rozumieć, ponieważ sama znalazła się w podobnym miejscu ciemne sceny klubowe, symbolizujące problemy psychiczne.
Mnie ten film wynudził. Przebitki z dorosłej Sary są bodaj trzy i to tak chaotycznie wrzucone, że trzeba się mocno zastanawiać o co tu chodzi, że takie sceny się pojawiają.
Wiem, to debiut reżyserki ale widać tu toporność w prowadzenie fabuły i braki warsztatowe. Owszem, reżyserka nie chciała robić sztampowego filmu - wspominki z dzieciństwa, ale w efekcie wyszło... nic, poszatkowane, nieliczne elementy nie tworzą niczego ciekawego ani istotnego. . Brak większego załóżenia fabularnego. Ot, najzwyklejsze wakacje jakie tylko mogą być i tyle. Niewiele tu działa.
Ewidetnie filmy będące emocjonalnym wspomnieniami/rozliczeniami autora (autorki tu) nie wychodzą. To zbyt osobiste wspomnienia, są tu rzeczy pewnie istotne dla reżyserka ale nie dla widza.
To kolejny taki film który widziałem i tak samo jest słaby.