Możliwe, że się mylę ale "Nosferatu" nie tworzy jakiegoś dużego suspensu.
Postać wampira była już na tyle powielana w popkulturze, że trudno ją traktować jako coś obcego, tajemniczego. No bo umówmy się znamy naturę wampirów z ich mocami i ograniczeniami.Tutaj wychodzi z tego wręcz parodia wampira. Scena jak Nosferatu przemyka się po ciemku z trumną na ramieniu moim zdaniem wypada tak jasiofasolowo, że potem trudno go traktować poważnie. Wiem, że czepianie się braku realizmu w filmie o wampirze brzmi jak hipokryzja ale nie rozumiem dlaczego sceny ataku wyglądają tak nie inaczej. Bo często w horrorach najbardziej nierealistyczna jest reakcja ludzi na spotkanie z czymś nadprzyrodzonym. Nie jestem fanem jumpscarów pojawiających się co 6 sekund ale momenty kiedy Nosferatu zbliża się do bohaterów są delikatnie mówiąc przedłużone. Tak samo nie kupuję motywu nieszcześliwej miłosci. Dla mnie w filmie najciekawszy był wątek zarazy. Ogólnie lubię filmy bez ucieleśnionego antagonisty tylko właśnie mroczną siłą wyższą, z którą muszą zmagać się bohaterowie. Wiem, że wielu podoba się połączenie zdjęć krajobrazów i muzyki ale często nie potrafiłem dobrze zinterpretować jego specyficznego podniosłego klimatu