Gdyby nie fakt, że to jednak dość wierny remake izraelskiego filmu, moja ocena byłaby znacznie wyższa - za sam pomysł i wykonanie.
Przedszkolanka, to kameralne kino, ale mocno wgryzające się w temat, który porusza. To przede wszystkim historia niespełnienia i rozpaczliwej walki z przeciętnością. Oglądając bohaterkę Maggie Gyllenhaal, przypomniały mi się słowa o Megan Draper z Mad Mena: Ma artystyczną duszę, ale za mało talentu, żeby ją wyrazić.
Lisa chciałaby zostać poetką, wyrażać siebie w artystyczny sposób, ale już dawno temu przekonała siebie, że jest porażką, że brak jej talentu - szczerze wierzy w każdą negatywną krytykę, a z góry odrzuca każdą pochwałę. Wydaje jej się również, że jest otoczona ludźmi bez wyrazu, bez głębi, jest zawiedziona swoimi dziećmi, mężem, koleżankami z pracy. I wtedy pojawia się on - książę na białym koniu, czyli pięcioletni poeta. Tak, ten film jest tak niepokojący, jak brzmi ten opis. To w dużej mierze thriller, a nasza bohaterką jest vilanką, która chce osaczyć, wyssać energię twórczą z małego dziecka. Tak przynajmniej można odebrać ten film na pierwszy rzut oka. Ale historia jest znacznie bardziej skomplikowana, a film nie daje żadnych prostych odpowiedzi i dlatego jest tak dobry.
Pełna recenzja:
https://www.youtube.com/watch?v=Vhu9v_kgF8U
Tak, tak, ale... (wiem, straszliwie cyniczny spójnik!); więc ale to nie jest film z tzw. życia, jeno bajeczna przypowieść; przypowieść ujmująca i - jak to trafnie ująłeś - "wgryzająca się", ale (no, zobacz, znowu!) opowiedziana nazbyt jednostajnie. Cienka granica między duszą a dusznością zostaje przekroczona. Owszem, film jest na tyle dobry, że pozostawia pole do interpretacji, jednak (zamieniłem "ale") równocześnie na tyle przeciętny, że - przynajmniej mnie - interpretować się go nie chce.
Historia jest bardziej skomplikowana chyba tylko dla Ciebie. Film jest prowadzony tak, aby nawet tępy Amerykanin wszystko zrozumiał i dostrzegł całokształt psychiki głównej bohaterki i jej relacji z otoczeniem i rodziną. Niestety generalnie to "kameralne kino" wypada słabo, jest nudne i wręcz irytujące. Doszukujesz się w nim czegoś czego nie ma, a Twój filozoficzny wywód niczego tu nie zmienia.
Mylisz się, film można interpretować na wiele sposobów, nie chodzi tylko o główną bohaterkę i jej świat wewnętrzny, ale i chłopca, a także kondycję współczesnego świata. Scena ostatnia, gdy dziecko chce powiedzieć wiersz, ale już nikt go nie słucha, jest bardzo wymowna...
No to podaj mi te wiele sposobów, bo film jest oczywisty w każdym względzie, wszystko podane na tacy i ja tu nie widzę tych wielu interpretacji. Sama przyznałaś, że ostatnia scena jest bardzo wymowna, czyli jednoznaczna.